Przez stulecia kalendarz w Wenecji był zapełniony uroczystościami i festynami, w których sacrum mieszało się z profanum, przepychem i zaangażowaniem na skalę przekraczającą nasze obecne pojęcia. Święto Odkupiciela czyli Redentore, jest jednym z niewielu, które przetrwały do dziś.
W czasach weneckiego imperium doża podnosił powagę większości kościelnych świąt prowadząc uroczystą procesję do kościoła. W ten sposób dawał świadectwo hołdu,jaki władze państwa składają danemu świętemu, patronowi kościoła. Okazała procesja była fantastycznym spektaklem, w którym doża szedł pod olbrzymim baldachimem z materiału przetykanego złotem, a za nim podążali senatorowie, kanclerze, radni i wszyscy członkowie rządu, a także nuncjusz papieski, ambasadorowie, legaci i weneccy arystokraci z orszakiem giermków i paziów niosących jedwabne chorągwie - białe, czerwone, niebieskie i zielone, a wszystko to przy dźwiękach 6 srebrnych trąb.
Jednak w przypadku uroczystości Redentore procesja napotyka na przeszkodę - między kościołem a Pałacem Dożów jest kanał wodny. W związku z tym nad kanałem Diudecca budowano most na łodziach łączący Zattere z podnóżem kościoła po drugiej stronie kanału.
Decyzję o budowie tego kościoła podjęto w czasie epidemii dżumy w 1575 - 1577 - takie ślubowanie złożono Odkupicielowi w czasie modłów o wybawienie od choroby.
Po wzniesieniu kościoła ustanowiono święto - zawsze w trzecią niedzielę lipca - które zawsze wiązało się z odpowiednimi uroczystościami.
Obecnie, w sobotę wczesnym wieczorem patriarcha wenecki przechodzi przez most i oficjalnie otwiera uroczystości. Za nim burmistrz, ministrowie i doborowa kadra wojskowa.
Przez most przechodzi zaledwie kilkaset osób, ale tysiące ludzi przez cały dzień przygotowuje łodzie i olbrzymie ilości jedzenia i picia na wielką atrakcję tego wieczoru. Gdy zbliża się zachód słońca, Bacino di San Marco i kanał Giudecca stopniowo zapełniają się łodziami, które ślizgają się po spokojnej wodzie, bo ze względu na most wstrzymuje się ruch na wodzie na półtora dnia. Wszyscy zakotwiczają i czekają na pokaz sztucznych ogni. Jeszcze parę lat temu dekorowano łodzie własnoręcznie wykonanymi altankami z gałęzi pokrytych liśćmi i przyczepionymi do nich papierowymi lampionami. Obecnie prawie wszystkie łodzie są motorowe, a sztuka dekoracji zanikła. Ale ci, którzy zachowują ten zwyczaj, może nawet nie zdają sobie z tego do końca sprawy, kontynuują wielowiekową wenecką tradycję letnich festynów na wodzie, podczas których setki łodzi pływało spokojnie po kanale Giudecca z migającymi latarniami przy wtórze pieśni śpiewanych przez Wenecjan cieszących się chłodem po upalnym dniu.
Wszyscy przychodzą oglądać pokaz sztucznych ogni i biesiadować. Przygotowuje się tradycyjne domowe potrawy, rodziny i przyjaciele jedzą i piją, czasem śpiewają, nawet kąpią się, dopóki nie zrobi się zupełnie ciemno a kiedy nadejdzie północ niebo nagle eksploduje. Prawie przez 45 min nad Bacino di San Marko bez przerwy płoną sztuczne ognie oświetlając tysiące zachwyconych twarzy spoglądających w niebo z setek łodzi i ludzi zatłoczonych nadbrzeży.
Gdy już ostatnia rakieta zgaśnie, łodzie odpływają a ludzie z nadbrzeży rozchodzą się do domów. Część nadal śpiwa stare weneckie piosenki o rybaku co ozdabia swoją łódź dla swojej ukochanej której mu bardzo brakuje.
Oczywiście pewne zwyczaje się zmieniły, ale łodzie i zabawa odgrywają najważniejszą rolę w tej, jak mówią Wenecjanie '' najsłynniejszej nocy ''. Bez względu na to, czy pójdą nazajutrz do kościoła, jest to jedna z najświętszych chwil w życiu Wenecjan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz