czwartek, 1 sierpnia 2024

La sensa czyli Zaślubiny z morzem.

 Święto La Sensa było świętem chrześcijańskim obchodzonym w Republice Weneckiej na pamiątkę wniebowstąpienia Chrystusa do nieba. Wypadało ono w czwartek po piątej niedzieli Wielkiejnocy. Święto to oprócz znaczenia religijnego, miało także ogromne znaczenie obywatelskie, upamiętniało bowiem dwa ważne dla Rzeczypospolitej wydarzenia. Pierwsze miało miejsce 9 maja 1000 roku, kiedy to doża Pietro II Orseolo pobił piratów dalmatyńskich . To zwycięstwo zapewniło Wenecji panowanie i ekspansję na Adriatyku. Drugie wydarzenie wiąże się z rokiem 1177,kiedy za doży Sebastiana Zianiego papież Aleksander III i cesarz Fryderyk Barbarossa zawarli pokój w Wenecji, traktat, który zakończył wielowiekowe spory między papiestwem a cesarstwem.

Jak świętowano w tym dniu w czasach świetności Republiki możemy sobie wyobrażać na postawie opisów i obrazów.  

Było to wielkie wydarzenie w samej Wenecji ale także na wyspach na całej Lagunie Weneckiej. Zaczynało się w wigilię święta. Najpierw  wyprowadzano wspaniałą łódź doży - Bucintoro - z placu budowy w stoczni i ustawiano przy brzegu na lagunie aby ją wspaniale udekorować. Dekorowano także inne łodzie, wojskowe i handlowe, prywatne, które miały wziąć udział w paradzie a wieczorem gdy wszystkie dzwony na wyspie zadzwoniły jednocześnie zaczynało się święto.

Bucintoro - dwupokładowy pływający pałac, którego główny salon mógł pomieścić 90osób. Tron doży znajdował się rufie a na dziobie figura przedstawiająca sprawiedliwość. Galerę napędzało 168 wioślarzy i obsługiwało 40 marynarzy. Miała 8 metrów wysokości i 35 m długości. 


  W historii Wenecji 4 razy zmieniano, powiększano i upiększano tę galerę. Ostatnią, tę najwspanialszą, ozłoconą zniszczył Napoleon w 1798roku.Był to polityczny gest symbolizujący  jego zwycięstwo, zdobycie miasta i koniec Republiki Weneckiej. Francuscy żołnierze połamali rzeźby i złocone dekoracje statku, przewieźli na wyspę San Giorgio Maggiore i podpalili, aby odzyskać złoto. Resztki przewieziono do Arsenału a potem zniszczono.Następnego dnia dzwony oznajmiały przejście doży ze swojego pałacu na galerę. Za nim podążał szef policji, wielki kanclerz, członkowie Signorii, najważniejsi sędziowie, nuncjusz papieski. Po strzałach armatnich. piękna galera ruszała powoli do basenu San Marko a potem dalej w stronę Lido. Płynęły za nią trzy złote łodzie, które jej towarzyszyły podczas każdej przejażdżki, płynęły też złote gondole nuncjusza papieskiego, ambasadorów i patriarchy weneckiego. 

Oprócz reprezentacyjnych łodzi było też sześć dużych galer ozdobionych jedwabnymi tkaninami i flagami, na których grały orkiestry. Była też mała armia żołnierzy dalmatyńskich ubranych w odświętne stroje. Potem dwanaście  statków, w tym brygantyny, galery, feluki również bogato zdobione i na każdej grały zespoły muzyczne, każda pod własnym sztandarem identyfikacyjnym. Na końcu płynęły liczne gondole i prywatne łodzie różnego typu.

Po dotarciu do Lido galera zatrzymywała się. Przy salwie wielu armat odbywał się ceremoniał zaślubin z morzem.. Doża, otoczony przez dostojników weneckich wylewał do morza najpierw wodę święconą a potem wrzucał pobłogosławiony złoty pierścień , mówiąc: ,, Poślubiamy cię, morze nasze, na znak prawdziwego i wiecznego panowania,,

Po zaślubinach  doża wracał do kościoła San Nicolo na uroczystą mszę a potem do swojego pałacu. Tu w Pałacu Dożów wydawano uroczysty bankiet, na który wpuszczano także przedstawicieli miasta. Podawano różne przysmaki a w niektórych można było znaleźć monety jako prezenty dla gości. Były ciasta, greckie wino, dziczyzna, wyśmienite desery na bazie migdałów a zwłaszcza marcepanu. Po bankiecie, na pamiątkę, goście mogli zabrać ze sobą sztućce i serwetki albo inne drobne przedmioty. 

La Sensa jest świętowana do dziś, procesja nadal płynie na Lido,  miejsce doży zajmuje burmistrz. No i ten pierścień -  nie jest złoty.  

https://youtu.be/oY9QZF0uWbs?si=xLThkcg7prpcwtD4

Wenecjanie lubią swoje święta. Lubią wracać do czasów, gdy ich miasto było słynne, bogate i było potęgą na całym Morzu Śródziemnym.







 

sobota, 5 grudnia 2020

Święto Redentore.

 Przez stulecia kalendarz w Wenecji był zapełniony uroczystościami i festynami, w których sacrum mieszało się z profanum, przepychem i zaangażowaniem na skalę przekraczającą nasze obecne pojęcia. Święto Odkupiciela czyli Redentore, jest jednym z niewielu, które przetrwały do dziś.

W czasach weneckiego imperium doża podnosił powagę większości kościelnych świąt prowadząc uroczystą procesję do kościoła. W ten sposób dawał świadectwo hołdu,jaki władze państwa składają danemu świętemu, patronowi kościoła. Okazała procesja była fantastycznym spektaklem, w którym doża szedł pod olbrzymim baldachimem z materiału przetykanego złotem, a za nim podążali senatorowie, kanclerze, radni i wszyscy członkowie rządu, a także nuncjusz papieski, ambasadorowie, legaci i weneccy arystokraci z orszakiem giermków i paziów niosących  jedwabne chorągwie - białe, czerwone, niebieskie i zielone, a wszystko to przy dźwiękach 6 srebrnych trąb.


Jednak w przypadku uroczystości Redentore procesja napotyka na przeszkodę - między kościołem a Pałacem Dożów jest kanał wodny. W związku z tym nad kanałem Diudecca budowano most na łodziach łączący Zattere z podnóżem kościoła po drugiej stronie kanału. 

Decyzję o budowie tego kościoła podjęto w czasie epidemii dżumy w 1575 - 1577 - takie ślubowanie złożono Odkupicielowi w czasie modłów o wybawienie od choroby. 


Po wzniesieniu kościoła ustanowiono święto - zawsze w trzecią niedzielę lipca - które zawsze wiązało się z odpowiednimi uroczystościami.


Obecnie, w sobotę wczesnym wieczorem patriarcha wenecki przechodzi przez most i oficjalnie otwiera uroczystości. Za nim burmistrz, ministrowie i doborowa kadra wojskowa.


Przez most przechodzi zaledwie kilkaset osób, ale tysiące ludzi przez cały dzień przygotowuje łodzie i olbrzymie ilości jedzenia i picia na wielką atrakcję tego wieczoru. Gdy zbliża się zachód słońca, Bacino di San Marco i kanał Giudecca stopniowo zapełniają się łodziami, które ślizgają się po spokojnej wodzie, bo  ze względu na most wstrzymuje się ruch na wodzie na półtora dnia. Wszyscy zakotwiczają i czekają na pokaz sztucznych ogni. Jeszcze parę lat temu dekorowano łodzie własnoręcznie wykonanymi altankami z gałęzi pokrytych liśćmi i przyczepionymi do nich papierowymi lampionami. Obecnie prawie wszystkie łodzie są motorowe, a sztuka dekoracji zanikła. Ale ci, którzy zachowują ten zwyczaj, może nawet nie zdają sobie z tego do końca sprawy, kontynuują wielowiekową wenecką tradycję letnich festynów na wodzie, podczas których setki łodzi pływało spokojnie po kanale Giudecca z migającymi latarniami przy wtórze pieśni śpiewanych przez Wenecjan cieszących się chłodem po upalnym dniu. 

Wszyscy przychodzą oglądać pokaz sztucznych ogni i biesiadować. Przygotowuje się tradycyjne domowe potrawy, rodziny i przyjaciele jedzą i piją, czasem śpiewają, nawet kąpią się, dopóki nie zrobi się zupełnie ciemno a kiedy nadejdzie północ niebo nagle eksploduje. Prawie przez 45 min nad Bacino  di San Marko bez przerwy płoną sztuczne ognie oświetlając tysiące zachwyconych twarzy spoglądających w niebo z setek łodzi i ludzi zatłoczonych nadbrzeży.

Gdy już ostatnia rakieta zgaśnie, łodzie odpływają a ludzie z nadbrzeży rozchodzą się do domów. Część nadal śpiwa stare weneckie piosenki o rybaku co ozdabia swoją łódź dla swojej ukochanej której mu bardzo brakuje.

Oczywiście pewne zwyczaje się zmieniły, ale łodzie i zabawa odgrywają najważniejszą rolę w tej, jak mówią Wenecjanie '' najsłynniejszej nocy ''. Bez względu na to, czy pójdą nazajutrz do kościoła, jest to jedna z najświętszych chwil w życiu Wenecjan.



















piątek, 4 grudnia 2020

Czarna śmierć.



Dżuma jedna z najstraszniejszych chorób w czasach  starożytnych. Głównymi obszarami rozprzestrzeniania się tej choroby zwierząt, którą mogą zarazić się również ludzie, były i są do dziś stepy środkowej Azji. Wenecjanie i Genueńczycy w 1347 roku oblegani  przez Tatarów w mieście Kaffa nad Morzem Czarnym nie wiedzieli, jakie niebezpieczeństwo się kryje w czarnych pociskach, które nieprzyjaciele katapultami miotali za mury twierdzy. Po powrocie z wojennej wyprawy wenecka galera przywiozła z Orientu do Europy śmierć - zarażone dżumą czarne szczury i ich pchły. 

Właśnie z tych zwierząt,a także poprzez bezpośredni kontakt z martwymi szczurami, zarazek dżumy przeniósł się na ludzi. Rozwijając się najpierw w miastach portowych, choroba rozpoczynała swój straszliwy, zwycięski pochód. W latach 1348-1353 rozprzestrzeniła się po całej Europie, docierając aż do Islandii, zabiła 25 milionów ludzi - równo jedną trzecią ludności całego kontynentu. w Wenecji ofiarą pierwszej epidemii czarnej śmierci padła więcej niż połowa mieszkańców. Zauważono wprawdzie , że zdrowych zarażają zadżumieni, jednak nikt nie wiedział, jak do zakażenia dochodzi. Dopiero w 1894 roku udało się wykryć zarazek dżumy oraz drogę rozprzestrzeniania się infekcji.

Na początku XV w. Wenecjanie podjęli bardziej radykalne działania, które na krótko powstrzymały chorobę. Załoga każdego statku przypływającego z zapowietrzonych miejsc musiała odbyć czterdziestodniową kwarantannę, zanim zezwolono żeglarzom wejść do miasta. Te środki ostrożności jednak nie na wiele się zdały, nie wiedziano bowiem, że dżumę przenoszą zwierzęta, toteż od XIV wieku plaga co jakiś czas nawiedzała różne regiony, zwłaszcza miasta portowe i miejscowości położone przy szlakach handlowych.


Ludność Wenecji  - szczególnie zagrożonej z uwagi na częste kontakty handlowe z Orientem  - w latach 1348-1630 epidemie dziesiątkowały co 20-30 lat. Nie sposób też rozstrzygnąć jednoznacznie czy była to dżuma, a jeśli tak  - jakiego rodzaju. Wiele groznych chorób tak właśnie nazywano,ponadto dżuma występuje w różnych formach, najczęściej jako płucna i dymienicza.Pierwsza jest przenoszona głównie z ludzi na ludzi, jej objawy to czarna, krwawa wysypka, duszności oraz silne zabarwienie skóry, chorzy umierają po kilku dniach. w wypadku dżumy dymieniczej,po ukąszeniu przez pchłę zarazki docierają do węzłów chłonnych, które nabrzmiewają jako bolesne wrzody wielkości 10 cm, po pęknięciu może wypłynąć z nich ropa z krwią. Gdy więzy chłonne zostaną otwarte, istnieje szansa na wyleczenie. Jeśli jednak zarazki dostaną się do układu krążenia, wywiązuje się dżuma płucna i dochodzi do długotrwałego krwawienia z małych naczyń krwionośnych, co nadaje ciału chorego czarny kolor a potem zarażony umiera. Stąd wzięła się nazwa choroby - czarna śmierć.

Wszystkie te zależności utrudniały lekarzom postawienie diagnozy. Tak było również w 1575 roku, gdy w Wenecji pojawiły się pierwsze przypadki zachorowań. Medycy i urzędy zdrowia nie wiedzieli z która dżumą mają do czynienia i zaprzeczali wystąpienia tej choroby ze względu na interesy handlowe miasta. Z każdym dniem chorych było coraz więcej i właśnie ta epidemia dżumy dymieniczej okazała się najbardziej katastrofalna dla mieszkańców laguny. O jej przebiegu wiemy dzięki opisom tych, którzy ją przeżyli. 


Jeszcze zanim lekarze byli zgodni co do tego, że Wenecję nawiedziła dżuma, urzędy zdrowia zaczęły izolować chorych. Gdy już wybuchła epidemia  zadżumionych kierowano do szybko utworzonych lazaretów lub nakazywano opuszczenia domów. Medycy nosili specjalne ubrania, potem te ubiory stały się kostiumami - ubierane w karnawale przejmowały zgrozą i przypominały o czarnej śmierci. By.l to długi płaszcz, całkowicie zakrywający ciało, głowę i twarz chroniły kapelusz i specjalna maska, kształtem przypominająca ptaka z długim dziobem. Dziób napełniano ziołami o przyjemnym zapachu, który tłumił fetor panujący w lazaretach i domach zadżumionych, roślinom tym przypisywano również właściwości bakteriobójcze.

Podczas epidemii nie brakowało medyków tylko pielęgniarzy. Rząd wenecki był zmuszony nakazać pracę w lazaretach wszystkim prostytutkom. Pielęgniarzy, którzy zajmowali się również grzebaniem zmarłych i kremacją zwłok oraz pilnowali by chorzy byli izolowani w swoich domach - rekrutowano spośród więźniów, obiecując w zamian darowanie kary.Wysokimi zarobkami dali się skusić przybysze z lądu stałego, którzy liczyli na profity, jakie przynosiło okradanie zwłok. Można więc wyobrazić sobie korupcję i występki szerzące się wśród takich opiekunów. a także sadyzm, zwłaszcza, że sami przypuszczali, że nie przeżyją służby. Z drugiej strony jednak byli pomiędzy nimi ludzie pełni poświęcenia, którzy ofiarnie nieśli zadżumionym pomoc.

Na początku epidemii były w mieście dwa szpitale. W starym umieszczano chorych i umierających, a w nowym tych, u których choroba jeszcze  nie  w pełni się rozwinęła.  Z czasem okazały się one za małe i kolejne zaczęto urządzać na statkach, pilnowanych przez straż. Izolowano tam chorych, głównie bogatych, zaopatrywano w żywność,mieli zapewnioną opiekę lekarską oraz duszpasterską pociechę. Krewni i bliscy mogli porozmawiać z nimi podpływając łódką do burty statku. Takie statki niektórzy nazywali wyspami na morzu choroby i śmierci, wieczorami rozbrzmiewające tysiąca głosów wspólnej modlitwy i śpiewów. W obliczu przerażającej śmierci w mieście wybuchał obłęd. 


Tak działo się na statkach i po części w nowym lazarecie, w starym natomiast, gdzie leżeli  umierający, warunki musiały być straszne. Brud i fetor, samowola pielęgniarzy, samobójstwa i ataki szału były tam na porządku dziennym, nic dziwnego, że nazywano go piekłem.

Im dłużej trwała epidemia, tym większe szerzyła spustoszenie. Od lipca 1575 do lutego 1576 roku zmarło ok. 3500 ludzi, a rok później ponad 40 000, a więc mniej więcej jedna czwarta mieszkańców Wenecji. Kto tylko mógł opuszczał miasto, pozostali w biedacy, chorzy i rząd, który już prawie nie panował nad sytuacją. Nadzieję i pociechę mogła przynieść tylko religia: do Boga skierowała też błagalne modły Signoria,  uroczyście ślubując w 1576 roku, w czasie największego nasilenia epidemii, że gdy miasto uwolni się z jej szponów, w Wenecji stanie kościół wotywny. 

Przesilenie przyszło rok później, od lutego 1577 roku chorowało coraz mniej osób, a w lecie dżuma znikła z domów na lagunie.



sobota, 4 maja 2019

Palio w Sienie.

Palio w Sienie to najbardziej widowiskowy festiwal we Włoszech. Jest to odbywająca się dwa razy w roku gonitwa konna wokół Campo, w której jeźdźcy dosiadają wierzchowców na oklep. Tradycja gonitwy sięga co najmniej XIII w. Z początku odbywała się ona po trasie biegnącej przez miasto, jednak od XVI w. obejmuje trzy okrążenia wokół Campo po torze wyścigowym pokrytym piaskiem i wyścielanym matami, aby zminimalizować obrażenia jeźdźców i koni.


Poprzedza ją wiele tygodni przygotowań, różnych średniowiecznych uroczystości,mających na celu podnieść atrakcyjność imprezy. Przygotowują się mieszkańcy każdej dzielnicy czyli cotrade, jeźdźcy,  przygotowuje się także konia. W dniach poprzedzających wyścigi przechodzą ulicami miasta grupy mieszkańców, doboszów, przebierańców ze sztandarami swojej contrade.



Jeśli spotykają się z grupą z sąsiedniej dzielnicy, z krzykiem obrzucają się nawzajem wyzwiskami i szykanami, powodując wrzask i harmider nie do opisania.
Na te kilka dni gonitwy przyjeżdża do Sieny tysiące turystów i obserwatorów całej imprezy. Nie ma miejsc w hotelach, zatłoczone ulice, bary, restauracje.
Dla dygnitarzy i bogaczy rozstawione są na Campo trybuny, których miejsca są bardzo drogie i zarezerwowane wiele miesięcy wcześniej.



Na balkonach domów wokół placu są reporterzy stacji telewizyjnych, dziennikarze i sprawozdawcy radiowi. Gonitwy są transmitowane na żywo w telewizji publicznej, która następnie przez cały wieczór emituje powtórki.
Najwięcej ludzi jest zawsze na placu i przy barierkach.




Aby zająć najlepsze miejsce przy wewnętrznej barierce - przy starcie albo przy mecie - trzeba być już na placu 5-7 godzin przed rozpoczęciem gonitwy, Przez tyle godzin stoi się na placu, w słońcu, upale, czasem ponad 30 stopni, nie ma tu cienia, niczego do picia, nawet do toalety trudno się wydostać.


W danej gonitwie może wziąć udział tylko 10 koni z 17, które reprezentują 17 dzielnic, na które podzielona jest Siena. Wybiera się je losowo podobnie jak jeźdźców. Siedem pominiętych ma zagwarantowany udział w następnym roku. Jest to wyścig bardzo chaotyczny, jedyną regułą jest zakaz dotykania cugli innych uczestników, poza tym dopuszczalne jest wszystko. Każda dzielnica ma własnego rywala i doprowadzenie do jego porażki jest tak samo ważne jak zwycięstwo. Dżokeje otrzymują łapówki za przegranie wyścigu lub smaganie batem rywala albo jego konia.

Palio ma następujący przebieg.
29 czerwca i 13 sierpnia. Rano wystawione danego roku konie są prezentowane w ratuszu i odbywa się ich losowanie. O 19.15 ma miejsce pierwsza próbna gonitwa na Campo.
30 czerwca i 14 sierpnia. Kolejne gonitwy próbne o godz 9.00 i 19.45.
1 lipca i 15 sierpnia. Kolejne dwie gonitwy próbne o godz.9.00 i 19.45,po których w każdej dzielnicy odbywa się bankiet uliczny.



2 lipca i 16 sierpnia. Dzień gonitwy palio rozpoczyna się mszą dla dżokejów ( messa del Fantino ), odprawianą przez arcybiskupa w kaplicy obok Palazzo Publico przed ostatnią gonitwą próbną o 9.00


Wczesnym popołudniem każda dzielnica zabiera swojego konia do własnego kościoła, w którym zostaje mu udzielone błogosławieństwo, jeśli koń zrobi kupę w kościele, to uważane jest za dobry znak.




 Około godziny 17.00 zaczyna dzwonić dzwon Palazzo Publico i jeźdźcy oraz comparse - ubrani w średniowieczne kostiumy koniuszowie, chorążowie, paziowie i dobosze podążają na Campo na paradę z flagami.
Gonitwa. 2 lipca rozpoczyna się o 19.45, a 16 sierpnia o 19.00 i trwa 3 minuty. Na starcie,  w północno - zachodnim rogu placu - wszystkie konie z wyjątkiem jednego są otoczone dwoma linami: wolny wierzchowiec rusza na nie z tyłu w najmniej oczekiwanym momencie i w ten sposób rozpoczyna się gonitwa. Koń, który zrzucił jeźdźca może nadal może wygrać. Na mecie dżokeje się nie zatrzymują tylko galopują dalej z największą szybkością, a za nimi podąża rozemocjonowany tłum kibiców. Następnie zwycięzca otrzymuje srebrny sztandar - palio.
Gonitwy odbywają się także w innych miastach w Toskanii, ale nie są tak widowiskowe i sławne jak ta w Sienie. Najważniejszy jest zwycięzca, zdobywca palio i która kontrade wygrała, a niewiele się mówi o samych koniach, bo na tych wszystkich gonitwach jest wiele wypadków. Ranni są nie tylko jeźdźcy ale przede wszystkim konie. Zwierzęta łamią nogi, karki i potem się ich zwyczajnie zabija.






Dla mnie, osoby lubiącej zwierzęta a tym bardziej konie takie sceny, widowiska są nie do przyjęcia. Wspaniała oprawa festiwalu, średniowieczne stroje, bankiety uliczne czy cała ta atmosfera nie przysłania mi cierpienia rannych zwierząt albo ich śmierć. Spanikowane, biedne konie biegną na oślep po to, by zdobyć kawałek kolorowej szmaty na patyku. Po wypadkach podczas palio odzywają się głosy aby zlikwidować gonitwę ale kto odważy się to zrobić , liczą się przecież pieniądze.





                                                                                                                     


piątek, 5 czerwca 2015

Siena - Il Campo.

Il Campo to centrum Sieny, w każdym znaczeniu tego słowa, prowadzą do niego wszystkie główne ulice.


Gdy Rada Dziewięciu, u schyłku XIII stulecia, planowała budowę placu, jedynym  nadającym się do tego celu terenem był właśnie ten stary rynek - miejsce, gdzie zbiegały się dzielnice miasta, ale które nie należało do żadnej z nich. Plac został podzielony na dziewięć części - to symbol Rady Dziewięciu, najwyższego urzędu w republice sieneńskiej. Od samego początku stał się centralnym punktem życia miasta. To tutaj odbywały się egzekucje, corridy, walki bokserskie i oczywiście gonitwa Palio.





Na tym placu wygłaszał kazania św. Bernardyn, trzymając przed sobą monogram greckiego skrótu imienia Chrystusa " IHS " , który Rada kazała następnie umieścić na fasadzie Palazzo Publico obok będącego symbolem miasta wizerunku wilczycy.
W najwyższym punkcie Campo stoi Fonte Gaia - Radosna Fontanna.


Położona na wzgórzach Siena miała zawsze wielkie problemy z zaopatrzeniem w wodę. W 1334 r. postanowiono sprowadzić ją podziemnym kanałem z oddalonych o 25 km. źródeł. Uruchomienie akweduktu, po dziewięciu latach pracy uświetniła trwająca dwa tygodnie feta. Na pamiątkę fontanna kończąca wodociąg zyskała nazwę Fonte Gaia czyli Źródło Radości albo Radosna Fontanna. Ta, która stoi na placu to kopia - oryginał można zobaczyć w muzeum Santa Maria della Scala.
Najokazalsza budowlą przy Campo jest Palazzo Publico - inaczej Palazzo Comunale, od siedmiu wieków siedziba sieneńskiego magistratu. Trzon budynku powstał w latach 1297-1310. Zwieńczenie środkowej części fasady, z wielkim monogramem Chrystusa na tle tarczy otoczonej promieniami, pochodzi z XV w.


To pamiątka po św. Bernardynie ze Sieny, który wzywał bogatych sieneńczyków do udzielania jałmużny, trzymając przed sobą taki własnie znak.
Na wysokości pierwszego piętra widnieje kartusz herbowy z godłem Medyceuszy, umieszczony tam z okazji likwidacji republiki sieneńskiej i poddania jej księciu Kosmie I .
Do fasady przylega Cappella di Piazza - loggia wzniesiona w podzięce za ustąpienie "czarnej śmierci" w 1348 r.
Nad ratuszem i całym Campo góruje Torre Mangia.


Prestiż władz samorządowych często znajdował odbicie w wysokości wieży ratuszowej, a ponieważ Palazzo Publico stoi w wyraźnym obniżeniu terenu, wieża musiała być wyjątkowo wysoka; razem ze zwieńczeniem mierzy aż 102 m.


Kiedy bracia Minuccio i Francesco di Rinaldo przedstawili jej projekt rajcom, ci ostatni nie uwierzyli, że można wznieść tak smukłą budowlę. Do budowy przystąpiono dopiero po złożeniu przez architektów uroczystej przysięgi, że wieża się nie zawali. Nazwa Torre Mangia ma pochodzić od dzwonnika,który przed zamontowaniem na wieży zegara musiał osobiście wybijać godziny. Był notorycznym żarłokiem i dlatego nadano mu przydomek "mangiaguadagni", dosłownie "zjadacz zarobków".
Panorama z wieży jest wyjątkowo piękna i rozległa.




Tylko tyle obejrzałam w Sienie w ciągu jednego, pochmurnego dnia, kilka najpiękniejszych i najsłynniejszych miejsc. Tyle razy byłam w Toskanii i jakoś nigdy nie trafiłam na słoneczny dzień, no, może tylko raz, we Florenji, zawsze padał deszcz, było mglisto i piękne wzgórza doliny Orcia pokrywała mgła.

piątek, 24 kwietnia 2015

Siena - średniowieczne miasto w Toskanii.

Siena była rzymską kolonią założoną przez cesarza Augusta, jednym z najważniejszych miast europejskich stała się dopiero w XII i XIII w. na okres około stu lat. Mniej więcej tych samych rozmiarów co Paryż, Siena kontrolowała większą część południowej Toskanii i tamtejszego przemysłu wełnianego, królowała na szlakach handlowych pomiędzy Francją a Rzymem oraz prowadziła najbogatszą przed pojawieniem się Medyceuszy sieć banków. Szczytem tej epoki rozkwitu było zwycięstwo  nad dużo potężniejszą armią florencką w bitwie pod Montaperti w 1260 roku. Mimo że jej wynik odwrócono na zawsze dzisięć lat później, zapoczątkował on rozwój miasta na niespotykaną skalę pod rządami gubernatorów ze stanu kupieckiego, wchodzących w skład Rady Dziewięciu. Dobrobyt skończył się nagle wraz z nadejściem Czarnej Śmierci, która dotarła do Sieny w maju 1348 r.; do października zmarły dwie trzecie ze 100 tyś. mieszkańców. Miasto nigdy w pełni nie otrząsnęło się z tej tragedii, a w zawsze pełnym podziałów życiu politycznym zapanował chaos. W 1557 r. Filip II  oddał Sienę Kosmie I Medyceuszowi w ramach zasług wojennych i miasto stało się na zawsze częścią Wielkiego Księstwa Toskanii.


Ja byłam w Sienie tylko raz, tylko jeden dzień zwiedzania, spacerowania po wąskich uliczkach, oglądania co ważniejsze. Pozostało mi wrażenie niedosytu, że było to zwiedzanie w pośpiechu, że nie wszystko obejrzałam i nie dokładnie, bo tu  trzeba pobyć kilka dni,żeby zaznać, poczuć i upajać się atmosferą tego miasta.
Zaczęliśmy od kościoła San Domenico górującego nad miastem wraz z katedrą.


Dwa największe zakony w Sienie, franciszkanie i dominikanie, pobudowali swoje kościoły i klasztory odpowiednio po zachodniej i wschodniej stronie miasta. San Domenico, ogromny, jednonawowy, ceglany kościół dominikanów został założony w 1125 r. i kojarzy nam się z postacią św. Katarzyny ze Sieny. Ta święta - patronka Włoch - poświęciła się pomocy chorym i biednym w zniszczonej zarazą Sienie a także zajmowała się trochę polityką. Zapobiegła przyłączeniu się swojego miasta i Pizy do buntu Florecjii przeciwko papieżowi Urbanowi V, po którego osobiście pojechała do Awinionu i sprowadziła do Rzymu.


Po podróży wróciła do Sieny i oddała się medytacjom, ale zmarła w Rzymie w wieku 33 lat. Tu w kościele San Domenico znajduje się relikwiarz z jej głową.

Od kościoła skierowaliśmy się w stronę katedry.
Siena jest jedną, wielką starówką rozłożoną na trzech wzgórzach podzielonych dolinami. Łatwo się tu zgubić w krętych labiryntach ulic, bo aby przejść z jednej dzielnicy do drugiej, trzeba czasami przejść przez dolinę.





Ze wszystkich średniowiecznych  włoskich miast Siena ma najbardziej jednolity charakter. Po pięciu minutach spaceru czujemy się w innej epoce.











Ulice są wybrukowane dużymi kamieniami, wyszlifowanymi na gładko przez tysiące stóp. Zaułki wykreślają kręte linie średniowiecznych kamienic - niemal każda fasada jest inna, niepowtarzalna, gdzie indziej urokliwe okienko ze zwieszającymi się wstęgami kwiatów.



Charakterystyczne są dla Sieny kolorowe flagi wywieszane w oknach domów. Symbolizują one 17 dzielnic - contrade - na które jest podzielona. Podział ten sięga średniowiecza i był wyznaczany przez cechy kupców.




Każda z dzielnic ma własny sztandar i herb, to właśnie te różnokolorowe flagi ozdabiają ulice i wyznaczają granice dzielnic, które od wieków ze sobą rywalizują. Do dziś małżeństwa między poszczególnymi contrade są nie do pomyślenia. Można ożenić się z dziewczyną z innego miasta, z innego regionu Włoch, ale nigdy z osobą z sąsiedniej dzielnicy.

Według legendy Siena została założona przez dwóch synów Remusa; Seniusza i Askiusza, wygnanych z Rzymu przez wuja Romulusa, założyciela Wiecznego Miasta. W czasie ucieczki zatrzymali się oni dopiero na łagodnych wzgórzach Toskanii i tu się osiedlili.



Przybyła z nimi także wilczyca kapitolińska, która wykarmiła ich, podobnie jak Remusa i Romulusa, Stąd też wyobrażenia wilczycy i dwóch karmionych bliźniaków można w Sienie napotkać bardzo często.

Od XII w. Siena była miastem bankierów i to właśnie oni czuwali nad finansami papieża. Żyli dostatnio z pożyczek dla możnowładców, którzy w zamian za pożyczki  oddawali im w zastaw ziemie i zamki. Najważniejszy i największy z nich to  bank Monte dei Paschi di Siena, założony w 1472 roku i istniejący do dziś.




Il paschi znaczy po włosku pastwisko, nazwa pochodzi od terenów wokół miasta, które stały się w późnieszych wiekach własnością banku, zabezpieczając jego dochody stałym dopływem czynszów dzierżawnych. Istnieje powiedzenie, że mieszkańcy Sieny dzielą się na trzy grupy; tych co pracują, tych co pracowali i tych co będą pracować w Monte dei Paschi. Dzięki temu sieneńczycy mają zapewniony byt i mogą zająć się smakowaniem życia. Słynny bank mieści się w Palazzo Salimbeni stojącym na prostokątnym placu o tej samej nazwie.  Pałac należący kiedyś do bogatej rodziny, przeszedł później w posiadanie banku, zamieniając się w sienenskie centrum finansowe.

Przy zbiegu trzech najważniejszych ulic, w pobliżu Fonte Gaia znajduje się XV wieczny budynek w stylu przejściowym między renesansem a gotykiem. Trzy łuki oparte na bogato rzeźbionych filarach z figurami św. Piotra i Pawła a także starożytnych patronów miasta. To Loggia dei Mercanti. Sienemscy kupcy prowadzili tu swoje handlowe interesy.


Dedykowana Madonnie, opiekunce miasta, katedra była i jest dumą mieszkańców.


Jej budowę rozpoczęto w XII wieku, w 1215 roku ukończono ściany, w 1264 roku gotowa była kopuła. Kiedy wydawało się, że prace dobiegły końca, nadeszły niepokojące wieści z Florencji, gdzie podjęto budowę znacznie większej katedry. Postanowiono więc, że wzniesiona dotąd bazylika długości 90 m będzie jedynie nawą poprzeczną nowego, gigantycznego kościoła, oczywiście większego niż budowany we Florencji, największego we Włoszech z wyjątkiem Rzymu.  Niestety ściany zaczęły się chylić, złącza i fundamenty pękać po wpływem obciążenia i budowę wstrzymano, potem przyszła Czarna Śmierć,  zdziesiątkowała mieszkańców,  zabrakło funduszy i wielkie plany porzucono. Pomimo tych nie zrealizowanych projektów, katedra jest piękna, zachwyca połączeniem stylu romańskiego i gotyckiego pokryta pasami białego i czarnego marmuru.



Koronkową fasadę zaprojektował Giovanni Pisano, który wraz z uczniami ze swojego warsztatu wykonał także większość zdobiących budynek rzeźb filozofów, patriarchów i proroków. Oryginalne rzeźby, których wykonanie trwało 100 lat znajdyją się w Muzeum Katedralnym natomiast na fasadzie stoją kopie.












W drugim stuleciu budowy wykonano kampanilę i gotyckie okno rozetowe, jednak mozaiki w szczytach zostały wykonane dopiero w XIX wieku, gdy znaleziono fumdusze na zatrudnienie weneckich artystów.



Wewnątrz katedry zgromadzono wiele najwspanialszych i najcenniejszych dzieł sztuki.  Fascynujące są  głowy papieży nad kolumnami - każda z nich ma ponury wyraz twarzy i zapadnięte policzki, a po obu stronach renesansowego ołtarza głównego stoją przepiękne kandelabry podtrzymywane przez anioły.



Czarno-białe dekoracje wykorzystano w wykonanej techniką sgraffito marmurowej posadzce, która rozpoczyna się na zewnątrz kościoła i pokrywa  podłogę wnętrza serią 56 płyt.  Pracowano nad nią dwieście lat i niemal każdy artysta, który działał wówczas w mieście, zaprojektował jakiś jej fragment.




Posadzka przez cały rok zakryta jest ochronnym deskowaniem, tylko w sierpniu przez parę tygodni jest odsłonięta i tylko wtedy można podziwiać całość tego wspaniałego dzieła.



Najpierw wąską uliczką i tu koło parasola skrecamy w lewo, wchodzimy na Il Campo, ale to już następnym razem...