Ich historia jest niezwykle ciekawa i burzliwa.
Do dziś tak naprawdę nie wiadomo kto jest twórcą tych arcydzieł rzeźby. Zdania są podzielone. Niektórzy twierdzą , że wyszły spod dłuta samego mistrza Lizypa, jednego z wielkich rzeźbiarzy antycznej Grecji. Inni natomiast twierdzą, że wyrzeźbił ich jego uczeń nieznanego nazwiska.
Tak czy siak są one wyrzeźbione po mistrzowsku i pochodzą na pewno z epoki hellenistycznej a więc z IV wieku p. n. e.
Kiedyś konie były własnością miasta Chios, stolicy i portu na małej wyspie o tej samej nazwie, leżącej na Morzu Egejskim, niedaleko wybrzeża Azji Mniejszej. W starożytności wyspa ta słynęła z sadów figowych, winnic i marmuru. Bogaci wyspiarze kochali się w sztuce rzeźbiarskiej, toteż w miastach było wiele rozmaitych pomników i monumentów.
Kiedy wyrzeźbiono konie, prawdopodobnie były one zaprzężone w rydwan, stanowiły część kwadrygi, która zdobiła hipodrom w Konstantynopolu.
Konstantynopol - stolica potężnego imperium bizantyjskiego, które w 447 r. p. n. e nawiedziło wielkie trzęsienie ziemi. Cesarzem był wtedy Teodozjusz II, zapalony budowniczy. Odbudował miasto, a przede wszystkim dołożył starań, by poszerzyć i upiększyć hipodrom. Bo właśnie hipodrom był sercem miasta, miejscem,gdzie odbywały się zgromadzenia publiczne i ukochane przez wszystkich wyścigi kwadryg.
W realizowaniu swoich planów nie liczył się z żadnymi przeszkodami. Ściągał z Italii, Egiptu, Grecji co cenniejsze dzieła rzeźbiarskie, nie zważając na protesty ich właścicieli. Pewnego dnia przybył statek cesarski na wyspę Chios, zabrał konie i odpłynął do Konstantynopolu. Konie stały na Chios prawie osiem stuleci, stanowiły zabytek, niemal świętość, dlatego można sobie wyobrazić oburzenie i rozpacz mieszkańców, ale nie mogli się sprzeciwić woli potężnego władcy.
Umieszczono je na dachu cesarskiej loży na hipodromie i stały tam 750 lat. Były świadkiem wszystkich wydarzeń jakie miały miejsce na hipodromie i w mieście w ciągu tych siedmiu stuleci.
Minęły setki lat i w początkach trzynastego wieku ogłoszono czwartą wyprawę krzyżową. Jej przywódcy i organizatorzy zwrócili się do Wenecji z prośbą o dostarczenie okrętów dla przewiezienia Krzyżowców przez Morze Śródziemne. Dożą był wtedy, na poły ociemniały strzec Enrico Dandolo, człowiek bardzo sprytny i cyniczny. Ponieważ bankierzy i kupcy weneccy dbali przede wszystkim o swoje zyski a idea wyzwolenia Ziemi Świętej niewiele ich obchodziła, zażądali za dostarczenie okrętów ogromnej zapłaty.
Gdy przyszło do płacenia krzyżowcy nie zdołali zebrać potrzebnych pieniędzy i w zamian za brakującą sumę Dandolo zażądał aby zdobyli dla niego port Zala w Dalmacji, który zbuntował się przeciwko Wenecji i oddał się pod opiekę króla węgierskiego. Mieszkańcy tego portu byli chrześcijanami, gdy armia Krzyżowców stanęła pod murami miasta, żeby go zdobyć byli tym faktem zaszokowani. Na blankach zatknęli krzyże z nadzieją, że w ten sposób przemówią do sumienia obrońców grobu Chrystusa, ale to nic nie pomogło. Chrześcijańscy rycerze okazali się zwykłymi rozbójnikami, wtargnęli do miasta i ograbili je doszczętnie szerząc mord wśród nieszczęsnej ludności.
Korzystając z zamieszania na dworze cesarskim w Bizancjum, Dandolo namówił znowu Krzyżaków do wyprawy na Konstantynopol obiecując fantastyczne łupy. Rycerze krzyża chętnie zgodzili się na tą wyprawę zamiast ruszać na niewiernych. Dandolo, mimo że miał 85 lat, osobiście kierował szturm na mury i dumna stolica wschodniego imperium została po raz pierwszy w swoje historii zdobyta. Krzyżowcy rzucili się do grabieży i mordów i gwałtów, szukając skarbów włamywali się do grobów cesarskich, nie oszczędzili nawet biblioteki niszcząc cenne zabytki literatury klasycznej. Zniszczyli komplety dramatów Sofoklesa i Europidesa.Wiele arcydzieł sztuki antycznej i hellenistycznej zostało rozbitych i zniszczonych.
Wtedy zrabowano i przywieziono cztery konie z brązu. Ustawiono je na placu św. Marka, gdzie stały spokojnie przez sześćset lat. Ich spokój zakłócił Napoleon, który odebrał Wenecji niepodległość i oddał pod panowanie Austrii.
Legioniści pod dowództwem Sułkowskiego, na rozkaz Napoleona, zabrali konie i wraz z innymi cennymi łupami przetransportowano do Paryża. Wieziono je na czterokołowych platformach ulicami Paryża. Był to triumfalny wjazd, orkiestra wojskowa grała marsza, tłumy Paryżan wznosiły wiwaty na cześć Bonapartego. Dla koni był to mały epizod w ich długim, urozmaiconym życiu.
W Paryżu pozostały do 1815 roku.
Po upadku cesarza poszkodowane kraje zażądały zwrotu zagrabionych dzieł sztuki. Wenecja domagała się oczywiście zwrotu swoich ukochanych koni. Francja oddała rumaki , wróciły do Wenecji i dziś ozdabiają katedrę św. Marka.
Te prawdziwe z wyspy Chios znajdują się w muzeum, w tylnej części balkonu, aby uchronić je przed niszczącym działaniem powietrza. Natomiast z balkonu patrzą na nas identyczne kopie.
Konie liczą sobie ponad 2300 lat, jest to wiek jaki rzadko osiągają dzieła ludzkiej ręki.
Co ich czeka w przyszłości?
Jeśli za kilka stuleci poziom wody w Canal Grande podniesie się do tego stopnia, że woda sięgnie do trzeciego pietra przyległych domów, a z katedry wystawać będą z wody tylko kopuły?.
Co stanie się z pięknymi rumakami antycznej Hellady.
Witam świetny bloog. Mam małą prośbę. Czy mogłabyś podać mi literaturę, w której znalazłabym więcej informacji o tych Koniach bądź jakiekolwiek szczątkowe informacje. Byłabym bardzo wdzięczna. podam swojego maila i bardzo proszę o kontakt:) z góry dziękuję: madnow7@gmail.com
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu prosto z grzędy u Hany i Miki...popatrzę sobie jeszcze raz na Wenecję.
OdpowiedzUsuńA maskę to sobie też przywiozłam, niby za 10 ojro, ale całkiem jest fajna.
Ja widziałam Wencję w obiektywie tak:
http://de-kupa-ge.blogspot.com/2013/05/wenecja.html
Pozdrawiam Kura-Mnemo
Faktycznie teraz sobie uzmysłowiłam jak "stare" są te konie!
OdpowiedzUsuńTeodozjusz II był Cesarzem Bizancjum w latach 401-450 n.e., za dużo o jedną literkę " p" , ale!
OdpowiedzUsuńBlog wspaniały, bardzo się cieszę, że trafiłam, za m-c jadę do Wenecji.