Wenecja była wspaniała,ponieważ była potężna, a od 1104 r. jej potęga zależała od floty budowanej w Arsenale. Powstawały tu wszystkie typy statków, od wysmukłych galer, które brały udział w bitwach morskich, do mocnych statków handlowych pływających w konwojach po Morzu Śródziemnym, które zapuszczały się nawet do Flandrii i na Morze Czarne. Wszystkie przyczyniały się do wzrostu potęgi i bogactwa Wenecji, ale najbardziej okazała była niewątpliwie Bacintoro, bajecznie rzeźbiona i zdobiona łodź dożów.
Weneckie władze doskonale zdawały sobie sprawę ze znaczenia Arsenale, dlatego arsenalotti, czyli pracownicy Arsenale, cieszyli się niebywałymi prawami i przywilejami. Nocą teren stoczni patrolowały specjalne siły bezpieczeństwa, krążąc łodziami po sąsiednich kanałach i obserwując mające niemal 3 km. długości mury z cegieł, przypominające mury fortecy.
Głuchy dźwięk dzwonu zwanego marangon (cieśla) na kampanili San Marco do tej pory, tak jak przed setkami lat, rozbrzmiewa o godz. 14.00 sygnalizując koniec przerwy obiadowej w Arsenale. Na owe czasy "taśmowy" sposób budowy statków był niezwykle wydajny. Według anegdoty, doża Alvise Mocenigo I, chcąc zrobić wrażenie na Henryku III, najpierw królu Polski a potem Francji, kazał zbudować galerę w trakcie oficjalnego bankietu. Najwidoczniej nie był to odosobniony przykład sprawności załogi Arsenale, ponieważ taki wyczyn powtarzano często przy okazji wizyt rozmaitych dygnitarzy, również po to, żeby przypomnieć im, iż w razie wojny Wenecja mogła szybko wysłać na morze statki i ludzi.
I istotnie, w końcu XVI w. w czasie przygotowań do kolejnego starcia z Turkami, w Arsenale przez sto dni budowano jadną galerę dziennie. W Boskiej Komedii Dante poświęcił strofę, którą potem wyryto na marmurowej płycie znajdującej się po lewej stronie głównego wejścia do stoczni.
Dante pisał o szaleńczej pracy przy kotle z gotującą się smołą, o robotnikach uszczelniających statek, o tych, którzy robili wiosła, zbijali szkielet statku czy naprawiali stery.
Z obu stron renesansowego wejścia leżą wspaniałe lwy. To jedne z łupów wojennych, które w 1687 r. Francesco Morosini wywiózł z portu Pireus w Grecji po zdobyciu Peloponezu, Zwróćmy uwagę na zatarte runo na barkach lwa po lewej stronie od wejścia - zostały one wyryte przez Wikinga walczącego w Grecji po stronie bizantyjskiego cesarza. Drugi lew, znacznie starszy pochodzi z Tarasu Lwów w Delos.
Arsenale należy do włoskiej marynarki wojennej i jest zamknięte dla zwiedzających. Można tylko obejrzeć hol budynku przy wejściu. Po lewej stronie, na ścianie wisi długa, metalowa lina, jedna z kilku zachowanych miar weneckich, którą budowniczowie statków sprawdzali wymiary.
Patrząc na Arsenale z drewnianego mostku, widzimy rzędy zniszczonych już hangarów dla łodzi. Wprawdzie naprawia się tu jaszcze stetki, ale większość tego ogromnego terenu jest nieużywana.
Z lotu ptaka widać cały teren Arsenale. My weszliśmy śrokowym mostkiem wzdłuż kanału do dwóch białych wieży czyli głównego wejścia. Tylko tyle można zwiedzić.
Piękne zdjęcia. Byłam w Wenecji kilka razy ale zawsze mało!
OdpowiedzUsuńTak, zawsze mało, Żal mi że nie zobaczyłam więcej, ale chciałam zwiedzić jeszcze inne miejsca.
OdpowiedzUsuń