piątek, 28 września 2012

Castell'Arquato

Obejrzenie i zwiedzenie Castell'Arquato podpowiadało i sugerowało mi wiele osób. Cała trudność polegała na tym, że w niedzielę można tu dotrzeć tylko samochodem. Dopiero pewnej niedzieli w lipcu znalazła się okazja tu przyjechać i przed południem zanim gorąc i upał do 35 stopni uniemożliwi wychodzenie z domu.
Castell'Arquato to nie tylko sredniowieczy zamek, to także sredniowieczne miasto. Znajduje się w prowincji Piacenza, w samym rogu Regionu Emilia-Romania, dalej to już Lombardia i kraina Verdiego.

Zamek zbudowano na zboczu jednego ze wzgórz u stóp Apeninów. Wieże widoczne są z daleka i górują nad całą doliną Ardy.


Do średniowiecznej części miasta trzeba podejść pieszo, jest zamknięta dla samochdów, wjeżdzaja tu tylko jej mieszkańcy. Podchodząc w górę dochodzimy najpierw do zamku. Pierwszy zamek w tym miejscu, na planie kwadratu zbudował  niejaki Magno w VII w. Po jego śmierci gród miał wielu innych właścicieli. Rządził nim biskup z Piacenzy, rodziny Sforzów i Viscontich z Mediolanu. Zamek, który ogladamy dzisiaj to zamek zbudowany przez Alberto Scoto z 1292 roku.  

  
    Zbudowano go z cegły i kamienia a górę wykończono krenelażem. Budowlą wyższą od zamku jest wieża. Piękny kwadratowy donżon, ostatni punkt obrony mieszkańców grodu. Są to właściwie cztery wieże, kiedyś otoczone fosą z wodą i dostępny tylko przez zwodzony most był bardzo trudny do zdobycia.


Donżon nazwany Rocca Viscontea jest odrestaurowany, jest tu muzeum średniowiecza a z najwyższego punkt na wieży mamy wspaniały widok na całą dolinę aż po Alpy.
Przed donżonem jest plac Piazza del Municipio, przy którym stoi XIII-wieczny Palazzo del Podesta  i bazylika, jeden z najstarszych kościołów na terenie Piacanzy, wspaniale zachowany romański zabytek.


Oprócz tych czterech najważniejszych zabytków,  wokół  snują się wąskie średniowieczne uliczki i zauki, którymi ja tak bardzo lubię chodzić. Wybrukowane okrągłymi kamieniami, kręte, raz opadające w dół to znowu prowadzące pod górę. Niektóre tak wąskie, że przejeżdzający samochód przykleja nas do muru. Nawet w najbardziej upalny dzień pełne chłodnego cienia. Gdzieś tam z góry, z otwartych okien słychać głosy rozmawiających mieszkańców i chociaż tak ciasno to i tak zawsze znajdzie się miejsce, żeby postawić dwa stoliki na zewnątrz przed barem, z którego snuje się zapach kawy.


Uliczki, czasem prowadzące do nikąd albo do jakiegoś niby zauku, z którego nie ma wyjścia i trzeba zawrócić. Łatwo je pomylić i zabłądzić. I kwiaty -  na balkonach, na parapetach, przy drzwiach wejściowych do domu, w każdym miejscu, gdzie to tylko możliwe, stoją donice, doniczki, dzbany. Zielone pnącza  uczepione muru, pnące się do góry, do słońca.