czwartek, 24 października 2013

Piza. Campo dei Miracoli.

Dzięki Krzywej Wieży Piza znana jest wszystkim turystom odwiedzającym Włochy. Większość z nich wpada tu na krótko, kilkugodzinny albo jednodniowy pobyt, zwiedza Campo dei Miracoli nie zapuszczając się w głąb miasta pełnego miejskich placów, pokrytych arkadami ulic, wytwornych pałaców, romańskich kościołów z rzeżbami Pisanich, miasta, w którym urodził się i mieszkał słynny astronom i matamatyk – Galileusz.
Ja też byłam w Pizie tylko kilka godzin – a szkoda. Chociaż połączenie kolejowe jest dobre, tylko jedna przesiadka, to jednak dojazd i powrót trwa osiem godzin.
Zaraz po przyjeżdzie, najkrótszą trasą szłam w kierunku Campo dei Miracoli i tak po drodze zaczęłam zwiedzanie od maleńkiego oratorium, kościółka przy moście Solferino, nad samym brzegiem Arno, zbudowanego przez rodzinę Gualandi w 1230r., a potem przebudowanego na styl gotycki w 1323r. przez kupca,który zdobył cierń (spina) z korony Chrystusa, dlatego kościół jest pod wezwaniem Santa Maria della Spina.
 

 
 
Kościół stojący na niestabilnym podłożu i zbyt blisko rzeki wymagał kosztownych remontów i konserwacji, dlatego parę lat po zjednoczeniu Włoch komisja utworzona z członków Akademii Sztuk Pięknych zadecydowała, że oratorium całkowicie rozebrano i wybudowano na nowym miejscu przesuwając kilka metrów na wschód od poprzedniego, ale prac nie ukończono definitywnie, zakrystii nie odbudowano do dziś a wnętrze zostało pozbawione niemal całkowicie całego wyposażenia.
Pole Cudów czyli Campo dei Miracoli to centrum religijne średniowiecznej Pizy. Największe i najpiękniejsze są cztery zabytki: Duomo – Katedra, Krzywa Wieża, Dzwonnica – Torre Pendente, Cmentarz – Camposanto i baptysterium. Zbudowane blisko siebie na wielkim, prostokątnym placu. Dziś trudno w tym miejscu znależć ciszę i spokój na jakieś religijne refleksje i rozmyślania, bo wszystkie zabytki otoczone są gromadami turystów. Pod wieżą tłok, wszyscy robią fotografie inni pozują do zdjęcia jakby podtrzymywali albo przewracali dzwonnicę, w Duomo krążą grupy z przewodnikami zatrzymując się przed nawami i bocznymi ołtarzami, słynna ambona Pisaniego otoczona przez fotografów i filmowców że trudno się wcisnąć i obejrzeć z bliska, kolejka turystów tych co idą na wieżę, ślubne pary i goście weselni spacerują po zielonej murawie albo ustawiają się do pamiątkowej fotografii a poza tym wszystkim stragany i uliczni handlarze.

Nie rozglądając się za bardzo poszłam najpierw do kasy po bilet na wieżę. Bilet kosztuje 18 euro i upoważnia do zwiedzenia Duomo, wejścia na dzwonnicę i opłatę za przechowanie bagażu. Na wieżę, ze względów bezpieczeństwa nie wolno wnosić toreb, plecaków itp. Jeśli ktoś chce wejść do baptysterium i na cmentarz to jeszcze dwa bilety po 5 euro.


Do wyznaczonej na bilecie godziny wejścia miałam sporo czasu, teraz mogłam się tutaj spokojnie rozejrzeć. Całe Campo dei Miracoli to przepiękne miejsce, lśniące marmurowe budowle kontrastujące z otaczającą zielenią wydają się jeszcze bielsze i jeszcze piękniejsze.

Charakterystycznym elementem tak zwanej pizańsko-romańskiej architektury tego okresu są czarno-białe marmurowe fasady zainspirowane stylem budynków mauretańskich w Andaluzji. Jej uzupełnieniem są średniowieczne rzeżby, należącej do tych najwspanialszych we Włoszech, w większości wykonane przez Nicolę i Gianniniego Pisano. Szczyt politycznej potęgi miasta przypada na koniec XI w.,kiedy to Pizańczycy odnieśli kilka zwycięstw nad Saracenami i z wypraw do krajów arabskich przywieżli dawno zapomniane idee nauki, architektury i filozofii.

 

Upadek rozpoczęła klęska zadana Pizie w 1284r. przez Genueńczyków, przyczyniło się także zamulenie pizańskiego portu.

Od 1406r. miastem rządziła Florencja i Medyceusze otworzyli uniwersytet, w którym wykładał m.in. Galileusz. W następnych wiekach Piza dalej traciła swoje znaczenie, z czasów jej świetności pozostało Campo dei Miracoli i inne zabytki podziwiane do dziś.

Budowę wspaniałej pizańskiej katedry rozpoczęto w1064r. a ukończono sto lat pózniej. Cztery poziomy zróżnicowanych kolumnad i połączenie ciemno-szarego marmuru i białego kamienia to typowy pizański styl, który naśladowano potem w całej Toskanii. W piękną fasadę wmurowano kwadratowe i okrągłe płyty kolorowego marmuru, jednak dominujący szaro biały kolor kamienia sprawia, że te kolory widzimy dopiero przy dokładnym i bliższym spojrzeniu na budowlę.




Wewnątrz natomiast są wysokie czarna-białe arkady przypominające mauretańską architekturę Kordowy.










Najsłynniejszy eksponat w katedrze to ambona wyrzezbiona przez Giowanniego Pisano. Po pożarze w 1595r. ukryto ją a odnaleziono dopiero w 1926r. Jest to ostatnia z trzech słynnych ambon wykonanych w Toskanii przez Giovanniego Pisano i jego ojca Nicolę, wykonana z niezwykłym mistrzostwem przedstawia sceny z Pasji na każdym panelu.
 
 

Naprzeciw fasady katedry stoi okrągłe baptysterium, trzy piętra romańskich arkad zwieńczone gotyckimi pinaklami oraz kopułą w kształcie cytryny.
 





Jest to największe baptysterium we Włoszech.

Budowę rozpoczął w 1152r. artysta Deotisalvi a zakończył Pisani. Olbrzymie wnętrze jest prawie puste i bez dekoracji, tylko chrzcielnica i druga ambona Nicoli Pisano, wyrzezbiona pół wieku wcześniej niż ta w katedrze przez syna.




Wzdłuż północnej krawędzi Campo dei Miracoli biegnie ogrodzenie z białego marmuru i wyznacza początek Camposanto – cmentarza, który kiedyś uznawano za najpiękniejszy na świecie.




Legenda głosi, że arcybiskup Ubaldo Lanfranchi rozkazał rycerzom pizańskim biorącym udział w Czwartej Krucjacie przywieżć do miasta ziemię z Golgoty, aby wybitni mieszkańcy Pizy mogli być pochowani w ziemi świętej. Wokół tego kawałka uświęconego terenu wybudowano budynek na kształt gotyckiego krużganka a jego ścianę – dwa tysiące metrów – pokryto freskami.



Budynek przetrwał ale ściana z freskami jest w większości zniszczona i pusta.




Krzywa Wieża jest krzywa i zawsze była krzywa, nikt nigdy nie przyznał się do jej projektu. Zaczęto ją budować w 1173r. a dwanaście lat pózniej wieża zaczęła się przechylać ale w przeciwną stronę niż jest obecnie. Aby usunąć problem, kamieniarze wsunęli klinowate kamienie pod podstawę co spowodowało że wieża przechyliła się gwałtownie w drugą stronę, Budowę wstrzymana, kiedy konstrukcja miała zaledwie trzy piętra.



Mniej więcej sto lat później, po długich naradach i obliczeniach dobudowano jeszcze trzy piętra skonstruowane tak aby zrównoważyć przechył i wykończono przekrzywioną dzwonnicą.



.W 1990r. przechył wieży od pionu wynosił ponad 5 m. Pracowano 11 lat i wydano 30 milionów dolarów, aby uratować ten słynny na cały świat zabytek i turystyczny symbol Włoch.



Wywiercono otwory od północnej strony, usunięto piasek i muł spod fundamentów obniżając teren w przeciwnym kierunku. Krzywiznę udało się zredukować o 50 cm do stanu z 1838r. Po tych zabezpieczeniach od 10 lat jest otwarta dla turystów. Wchodzi się w grupach po 30 osób co 40 minut. Po 294 schodach, tak wąskich, że dwie „puszyste” panie się nie wyminą i trzeba stosować ruch wahadłowy, wspinamy się na samą górę. Nie ma balkonów jedynie niewielkie zakratowane okienka. Ściany po obu stronach są krzywe, czasem trochę za blisko albo za daleko. Na każdym stopniu schodów są wydeptane, wytarte szerokie wgłębienia, postawienie stopy w niewłaściwym miejscu spowoduje, że zatoczymy się w lewą albo prawą stronę.



Na samej górze dzwony i niezapomniany widok na miasto, na toskańskie wzgórza, na Monte Pisano. Morza nie widać chociaż jest blisko.
















Kiedyś, tu na horyzoncie było morze, cofnęło się 13 km.



Tak sobie jeżdzę po północnej Italii i zwiedzam zamki, katedry, kościoły, ale są pewne miejsca,które budzą we mnie bardzo radosne, niepowtarzalne emocje albo momenty zamyślenia nad historią i przeszłością. Nie są to eksponaty w muzeum, obrazy na ścianach czy rzeżby, których nie wolno dotykać. Nie chodzi tu o wielkie wzruszenia czy egzaltacje.

Takim miejscem jest Krzywa Wieża – szłam po tych samych schodach co kiedyś Galileusz. W Rzymie na Monte Capitolino -stałam na schodach a może na tym samym stopniu co stała kiedyś Kleopatra i czekała na powrót Juliusza Cezara. W Wenecji – pogłaskałam ukradkiem kark wspaniałego rumaka, który ma ponad dwa tysiące lat. W Loreto -siedziałam na tym samym murku co kiedyś siedzieli i gawędzili Templariusze. Czasem trudno mi uwierzyć że dotykam czegoś co istnieje tysiąc albo dwa tysiace lat. To są właśnie moje najpiekniejsze spotkania z historią.







wtorek, 2 lipca 2013

Weneckie łodzie.




Weneckie imperium swą potęgę zawdzięczało w dużej mierze dalekomorskim statkom handlowym, ale również po samym mieście pływało mnóstwo mniejszych łodzi, co widać na setkach obrazów o tematyce weneckiej. Do 1846 r. miasto nie miało stałego połączenia z lądem, a zatem jego życie i rozwój zależały od łodzi. Wiosłować umieli wszyscy. Obowiązywały nawet specjalne prawa regulujące nieporozumienia między wioślarzami. Obecne weneckie łodzie ( i ich wioślarze ) są jedną z nielicznych pozostałości autentycznej weneckiej kultury, które nie poddały się presji nowoczesności i zasługują na uznanie za dzieła sztuki i arcydzieła techniki morskiej.
 
 
 

W okresie największej świetności miasta pływało tu ok. 80 rodzajów łodzi przystosowanych do określonych zadań, np.: gondole przewoziły wyłącznie ludzi, nigdy nie transportowały żadnych ładunków. Obecnie pozostało jeszcze ok. 20 typów łodzi. Większość z nich należy do 42 klubów wioślarskich, a prywatnych łodzi jest mało, bo brakuje miejsca do ,, parkowania ,,. Klasycznymi łodziami transportowymi są ciężkie, sześciowiosłowe caorlina, używane przede wszystkim do transportu produktów na rynek czy siana do gospodarstw rolnych i innych podobnych celów. Gondolino to wąska, dwuwiosłowa gondola wyścigowa, natomiast sandolo to wielofunkcyjna łódz robocza, którą obsługuje od jednego do czterech wioślarzy. Delikatniejszą od niej budowę ma mascareta, najodpowiedniejsza dla kobiet. Pupparino, topetta,sampierotta, batello, musin -każda z tych łodzi ma swoją historię i swój charakter. Nawet podobna do gondoli traghetto, szersza i bez metalowego ferro na dziobie, z technicznego punktu widzenia nie jest gondolą lecz barchetta.












W regatach weneckich, w mniej znaczących wyścigach klubowych albo w oficjalnych, organizowanych latem, miejskich regatach, których ukoronowaniem jest Regata Storica, może konkurować co najmniej 6 typów łodzi.

Liczne tablice z nawami ulic, mostów placów mówią o doskonale niegdyś rozwiniętej działalności gospodarczej związanej ze szkutnictwem. Wykonywano tu wszystko co potrzebne było do każdego typu łodzi.

Wszystkie te wspaniała łodzie są przechowywane w klubach. Po Canal Grande i Lagunie pływają łodzie motorowe. Przewożą materiały budowlane, wywożą śmieci, przywożą całe zaopatrzenie do sklepów, barów i hoteli. Łodzi motorowych używa policja, pogotowie ratunkowe i straż miejska. Między wyspami kursują promy a w pobliżu dworca stoi ten największy MSC MUSICA, on płynie do Dubrownika.

Oprócz łodzi motorowych na wodzie królują gondole.




Od tysiąca lat modyfikowane i udoskonalane, wyrabiane są z 8 różnych gatunków drewna i mają dokładnie 14 m. długości. Budują je 4 squeri, czyli szkutnie. Budowa jednej łodzi trwa 3 miesiące. Gondole są asymetryczne, co pomaga utrzymać kierunek, gdy wiosłuje tylko jedna osoba.

Nowa gondola może kosztować nawet ok. 13 tyś euro, ale pozostaje sprawna przez 25 lat.

Technika wiosłowania jest doskonale przystosowana do warunków – wioślarz stojący na dziobie twarzą w kierunku ruchu widzi piaszczyste łachy, które na lagunie ciągle zmieniają swoje położenie, a także obserwuje ruch łodzi na kanałach.




 
Kształt wiosła i farcola – drewnianej dulki – jest wynikiem dążeń do znmiejszenia wysiłku wiosłującego co ma duże znaczenie przy wielogodzinnej pracy.
 

 

Ostatnie badania wykazały, że mężczyzna ważący 77 kg wiosłujący w gondoli z pełnym kompletem pasażerów ( prawie 900 kg obciążenia ) zużywa tyle energii, co człowiek idący ulicą.



 
 
 
 
 
 
 
 
 
Jeśli będziecie kiedyś w Wenecji to pozwólcie sobie na przejażdzkę gondolą. Cena nie jest tragiczna jeśli jest kilka osób chętnych. Najdrożej kosztuje trasa z Placu św. Marka do stacji kolejowej – to prawie 100 euro, ale inne krótsze są tańsze. Ja już płynęłam. Na lagunie, gdzie woda nie jest spokojna trochę kołysało łodzią ale w rio pod Mostem Westchnień płynie się bardzo spokojnie. Wrażenia jedyne i niepowtarzalne.